
Setka przebierańców na sennym o tej porze deptaku nadmorskiej Pogorzelicy to widok niezapomniany. Nieliczni o tej porze roku turyści zatrzymują się zdumieni, dzieci robią selfie na tle barwnego korowodu. Tak się bawią nad Bałtykiem gimnazjaliści z XIII Liceum z Radomia.
Miasteczko
Pogorzelica urzeka klimatem i urodą. Malownicze wille i pensjonaty giną wśród olbrzymich sosen i świerków, a żywiczny aromat unosi się w powietrzu. W maju sporo tutaj starszych ludzi, także z pobliskich Niemiec. Szukają spokoju, tlenu i ozdrowieńczego jodu. W naszym hotelu „Leśny Dwór” kilkoro seniorów. „Dobrą i grzeczną macie młodzież. Chłopcy mówią »dzień dobry«, dziewczyny też, ale jakby rzadziej” - mówią panie zażywające relaksu przy hotelowym basenie. Obiecujemy poprawę.
Nasz pensjonat przypomina labirynt. Dziesiątki pokoi, kręte korytarze, mnóstwo zakamarków. Gubimy się w tej plątaninie aż do końca pobytu, ale każdy w końcu trafia do swego (lub cudzego) pokoju. Niektórzy mieszkają w prawdziwych dwupokojowych apartamentach. Szczęściarze!
Najlepszym miejscem w „Jodłowym Dworze” jest oczywiście restauracja. Dobrze tu karmią! Śniadania królewskie. Gorące bułeczki, pięć rodzajów sałatek, twarożki na trzy sposoby, jajecznica, kiełbaski i paróweczki, płatki w pięciu smakach i...jeszcze tyle innych frykasów. Aż żal, że się w żołądku nie wszystkie zmieszczą. A jeszcze trzeba wchłonąć dwa naleśniki – największy śniadaniowy hit, po który niezmiennie ustawia się kolejka żarłoków.
Miasteczka
Pierwszy przystanek to miasto Kopernika i ...piernika. Toruń wita nas palącym słońcem i tysiącami turystów. Wycieczki szkolne przede wszystkim. Gromady ciekawych świata uczniów otaczają kolorowo ubranych przewodników. Dobiegają nas strzępki zdań: „...miasto założyli Krzyżacy w XIII...”, „...polskie miasto od połowy XV wieku...”, „pokój toruński...”, „stare miasto wpisane na listę światowych zabytków Unesco...”. Rzeczywiście rynek przepiękny. Rozbiegamy się po przyległych uliczkach, robimy zdjęcia przy pomniku Kopernika, kupujemy pierniki i w drogę. Pomorze Zachodnie nie może się już nas doczekać.
Świnoujście to spore miasto. Dochodzimy tylko do jego rogatek, na więcej nie mamy sił, bo upalna pogoda odbiera siły niezbędne do dalekiego marszu. Odpoczywamy na kamiennym falochronie prowadzącym do dziewiętnastowiecznego Stawa Młyny. Budowla przypomina wiatrak, kiedyś mieścił się w niej rzeczywiście młyn. Biały, piękny, malowniczy jest obowiązkowym punktem programu każdego szanującego się turysty i symbolem Świnoujścia. Aha, kręcono w nim zdjęcia do filmu „Latarnik” wg noweli Sienkiewicza. Robimy fotki na tle budowli, wabimy pływające w zatoczce mewy olbrzymie, łabędzie nieme i kaczki krzyżówki. Moczymy stopy w chłodnej morskiej wodzie. Namiastka pierwszej morskiej kąpieli w tym roku.
Międzyzdroje – letnią stolicę filmową – o tej porze roku okupują...budowlańcy. Remonty przed bliskim już sezonem. (Maj to nie sezon?!) Bez skutku szukamy alei gwiazd, czyli uliczki zbudowanej z płyt z odciskami dłoni największych gwiazd polskiego kina. Nic z tego, nie ma głównej atrakcji Międzyzdrojów. Została rozebrana na okoliczność remontu. Wkrótce ułożą ja na nowo. Musimy zadowolić się pomnikami Krzysztofa Kolbergera i Henryka Kwinty (Jana Machulskiego) z filmu Vabank. „Jacy podobni” - dziwimy się i już biegniemy okupować pobliskie kawiarenki, bo przecież to największa przyjemność wysiadywać w fotelu z widokiem na morze.
Magia morza
Przeprawa promowa to kilka zaskoczeń. Pierwsze, że nie kosztuje ani złotówki, drugie - że można żyć w mieście bez mostu, trzecie zaskoczenie że Świnoujście to miasto na 44 wyspach. Szok! Potem rejs m/s Chateaubriand. Najpierw zatoka, potem kilometr w otwarte morze. Po drodze obserwujemy kolonie kormoranów okupujących wyschłe konary drzew (odchody tych ptaków wywierają trucicielski wpływ na rośliny). Potem otacza nas bezmiar Bałtyku. Piękne, ale trochę straszne to nasze morze, nawet przy najpiękniejszej pogodzie. Kontemplujemy grę barw na wodzie, wdychamy jod, wypatrujemy żagli na odległym horyzoncie.
Wylegiwanie się na plaży to w maju rzadka atrakcja. Pogoda ułatwia zadanie. Leżymy parę godzin na rozgrzanym piasku, podziwiamy klifowe wybrzeże, moczymy stópki w lodowatej wodzie. Niektórzy z nas mają ogromną ochotę na kąpiel, nauczycielki muszą pilnie baczyć, by niesforny amator kąpieli nie skoczył w morską toń. Niektórzy turyści zażywają jednak kąpieli, ale to na pewno morsy lub desperaci. My nie! Wierzcie mi, woda jest naprawdę lodowata.
Foki naprawdę istnieją. Codziennie na pogorzelicką plażę przypływa focze cudo, by wylegiwać się na rozgrzanym piasku. Zjadła zapewne 12 kilo ryb (tyle dziennie pożera przeciętny osobnik), więc teraz przewraca się z boku na bok, otwiera ogromne niewinne oczęta i zwraca ku nam słodki pyszczek. Trudno się w niej nie zakochać. Spotykamy ją tu codziennie. Nie wolno jej płoszyć, nie wolno zbliżać się zanadto., choć ona nie boi się ani trochę. Nadajemy jej imiona - Ania, Zosia, Kasia… Nikomu nie przychodzi do głowy, że to może chłopak.
Atrakcje szczurów lądowych
Woda w Jeziorze Turkusowym położonym w Wapnicy tuż obok Międzyzdrojów ma kolor szmaragdowy. Podziwiamy je z Piaskowej Góry i żałujemy, że nie wolno się w nim kąpać. Żar leje się z nieba, a my z żalem patrzymy na lazurową toń. Parę hektarów krystalicznie czystej wody, ponad dwadzieścia metrów w najgłębszym miejscu, ale możemy tylko popatrzeć. Musi nam wystarczyć informacja, że błękitny kolor wody jest skutkiem reakcji (chemia się kłania!) wody i związków wapnia. Okazuje się, że tafla wody znajduje się 2,6 metra nad poziomem morza, a dno jest kryptodepresją, czyli znajduje się poniżej średniego poziomu morza. Powiemy o tym cudzie geografom, może docenią naszą wiedzę o depresjach?
W Niechorzu (pieszo z Pogorzelicy!) zwiedzamy Park Miniatur Latarni Morskich. Podziwiamy 29 latarni z całego polskiego wybrzeża zbudowanych przez mistrzów modelarstwa w skali 1:10. Atrakcją są nie tylko same latarnie, ale także efekty specjalne przygotowane dla zwiedzających. Podziwiamy precyzję wykonania smukłych budowli, wybieramy latarnianą miss, potem podziwiamy miniaturę łodzi podwodnej ORP Orzeł i kolejki w wersji mini.
Półgodzinna podróż wąskotorówką z Pogorzelicy do Trzęsacza to okazja, by popatrzeć na nadmorski pejzaż. Płasko, daleko, lasy, piachy, soczysta zieleń drzew, seledynowa szarość powyginanych sosen.
W Trzęsaczu najpierw Muzeum Multimedialne na Klifie. Poznajemy niezwykłą historię gotyckiego kościółka wybudowanego w trzynastym wieku dwa kilometry od morza. Neptun w roli przewodnika opowiada, jak mściwe morze zbliżało się do świątyni, a potem zabierało jego mury. Została jedna południowa ściana, którą za chwilę oglądamy. Jedyna tego typu atrakcja w Europie - w Trzęsaczu, 110 mieszkańców. Zabezpieczono ją, wybudowano na piętnastometrowym klifie taras widokowy. Patrzymy w dalekie morze…
Rozrywki dzienne i…nocne
Kąpiel w przy hotelowym basenie to obowiązkowy punkt dnia. Każdego dnia wskakujemy do podgrzewanej wody, chłopaki z trzeciej popisują się muskułami, dziewczyny nienagannymi sylwetkami przygotowanymi specjalnie na sezon wiosenno - letni.
Najlepsza jest parada przebierańców. Oliwka wpadła na ten pomysł, przeprowadziła losowanie. I oto ulicami Pogorzelicy maszerują James Bond, Myszka Miki, Pippi i Tygrysek. Królem parady zostają Krecik i Rybka.
Ach te wycieczkowe noce! Dlaczego wtedy cierpimy na bezsenność? To niesprawiedliwe. Chciałoby się zamknąć drzwi od pokoju, potem słodkie oczęta i lulu. Ale coś nie daje spać, szare cienie snują się po korytarzach, słychać podejrzane szmery i stłumione chichoty. W hotelach najwyraźniej gnieżdżą się upiory – sprawcy wycieczkowej udręki.
Powroty
W drodze powrotnej wpadamy do Kołobrzegu. Malownicze białe molo biegnie ochoczo w głąb morza. Zdobywamy nadmorski deptak, potem okoliczne kawiarenki oczywiście z widokiem na morze. Jeszcze tylko parada wojskowa (Dni Kołobrzegu od 27 do 27 maja) i biegniemy w stronę naszych dwóch autokarów. Ruszamy w kierunku najlepszego miasta pod słońcem. Czy to naprawdę ostatnia gimnazjalna wycieczka? Dla trzecioklasistów na pewno. Smutno się robi, bo majowe szaleństwo z wolna odchodzi do przeszłości. Po drodze deszcz, pierwszy raz na wycieczce.
M. Soboń
Autor zdjęć: A. Gawęda