

Pupa, łydka, gęba w… Powszechnym
Teatr w Radomiu przyzwyczaił nas do spektakli na wysokim poziomie. Nie zawiódł i tym razem.
„Ferdydurke” w reżyserii Aliny Moś – Kerger okazało się przedstawieniem nadzwyczaj udanym Mieliśmy obawy, czy można przenieść groteskową powieść Gombrowicza na deski teatru. Można! W dodatku osiągnąć zamierzone efekty – oddać ducha powieści, uczynić to w sposób zrozumiały i jeszcze rozbawić widza.
Adaptacja pomogła nam zrozumieć trudny tekst. Pojęliśmy, że za groteskowym przedstawieniem kryje się spójna i logiczna wizja rzeczywistości. Według Gombrowicza człowiek jest istotą niedojrzałą i niesamodzielną intelektualnie, zatem z radością przyjmuje formy narzucone przez otoczenie. Presja społeczna sprawi, że nasze życie jest przyjmowaniem kolejnych postaci – Form. Pozbywamy się zatem oryginalności. To nie my kształtujemy świat, to on urabia nas jak bezwolna masę. Udało się radomskim artystom pokazać te niewesołe prawdy o mechanizmach rządzących rzeczywistością.
Kilka scen spektaklu z pewnością zapada w pamięć. Wiemy już, dlaczego „Słowacki wzbudza naszą miłość i podziw, dlaczego zachwyca”, zapamiętaliśmy słowa - klucze (pupa, gęba, łydka), rozumiemy, że przed FORMĄ nie uciekniemy.
Obejrzeliśmy styczniowy (8 stycznia 2020) spektakl dla przyjemności (zwariowany świat na scenie) i obowiązku (lektura z gwiazdką). Wykorzystamy odświeżoną wiedzę na maturze pisemnej lub ustnej.
MS
Korzystanie z nich bez zmiany ustawień dotyczących plików cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa komputerze/telefonie/tablecie. W każdym momencie można dokonać zmian tych ustawień.